Wszystko ma swój początek. Moje pierwsze eksperymenty z aparatem i próby portretowe doprowadziły do powstania zdjęcia „Taty”.
Portrety z dymem narodziły się trochę przypadkiem. Portret mojego taty był pierwszym w tej kolekcji. Powstał w małym pokoju, kiedy tatko skupiony oglądał coś na szklanym ekranie, a ja testowałem lampę błyskową, zupełnie nieświadomy, jak działa. Tak właśnie zaczęła się moja droga fotografa — nauka, odkrywanie mechanizmów światła, kompozycji i tajemnic, które na początku wydawały się dziwnie skomplikowane. Okazało się jednak , ze wiedza przychodziła mi naturalnie szybko i łatwo.
Kolejne zdjęcia z projektu „Dym” powstawały przez lata, bez pośpiechu, bez presji. Osoby uchwycone na tych fotografiach to przeważnie przyjaciele i ludzie, którzy w różny sposób odcisnęli swój ślad na mojej drodze życia.
Czasem słowa, jak dym, rozpływają się w powietrzu, zanim ktokolwiek je usłyszy. Czasem kłębią się, tworząc formy nieczytelne i chaotyczne. A czasem są wyraziste i bolesne — obecne w pełni, bez kompromisów.
Często pytano mnie o znaczenie dymu w tym projekcie: co symbolizuje, czym jest dla mnie?
Będę szczery — wciąż nie mam jednoznacznej odpowiedzi. Wiem jednak, że w celach komercyjnych łatwo byłoby stworzyć legendę, która przyćmiłaby sam projekt. Ale wolę być sobą i mówić prawdę. Wiem na pewno, czym „Dym” nigdy nie miał być — nie chodziło o reklamę papierosów. Dym wydobywający się z ust kojarzył mi się ze słowami, z formą niemej wypowiedzi, jeśli w ogóle ma to sens.
To fotografia jako niemy język — zapis chwil, które chcę zatrzymać, spotkań, które warto uwiecznić. „Dym” pozostaje otwarty, jak życie, które wciąż przynosi nowych bohaterów tej historii.